Koniec stycznia 1945 roku był dla Niemców bardzo trudnym czasem. Trwająca w najlepsze Ofensywa Zimowa Armii Czerwonej swoją szybkością uzmysławiała nawet najbardziej zagorzałym sympatykom narodowego socjalizmu, że wojna jest już przegrana. Armia Czerwona w tamtym okresie zaczynała wdzierać się coraz mocnej w granice III Rzeszy. Na terenach Dolnego Śląska zaczynało przybywać uchodźców.
W tej rzeczywistości wczesnym rankiem 28 stycznia 1945 roku ze stacji Kłodzko Główne (Glatz) do Wałbrzycha (Waldenburg) wyruszył pociąg specjalny ratowniczy. Był to typowy transport wojskowy, który przewoził przede wszystkim rannych żołnierzy z frontu wschodniego, sprzęt wojskowy specjalnego znaczenia, który przykryty był plandekami oraz cywilnych uciekinierów. Całość składu liczyła 30 wagonów. Po dotarciu pociągu do Ludwikowic Kłodzkich ( Ludwigsdorf) dyżurny ruchu na tej stacji podjął decyzje o wstrzymaniu planowego pociągu osobowego i przepuszczenie pociągu specjalnego. Do następnej stacji Świerki Dolne (Nider Königswalde) pociąg dotarł już bardzo powoli. Po kilku minutach jazdy tuż za stacją Świerki skład zatrzymał się w tunelu.
Tunel pod Świerkową Kopą - miejsce skąd zbiegły dwa ostanie
wagony pociągu ratunkowego
Było już wiadome, że doszło do usterki w dwóch ostatnich wagonach. Kilka osób z obsługi pociągu wyskoczyło aby usunąć awarię jednak było już za późno. W tym samym czasie od składu oderwały się dwa wagony wypełnione rannymi i amunicją. W ostatniej chwili przy wylocie tunelu z wagonów zdołało wyskoczyć 8 osób i byli to jedyni, którzy przeżyli tą katastrofę. Linia z Kłodzka do Wałbrzycha ma niezwykle trudny górki profil i staczające się w dół wagony od razu zaczęły nabierać bardzo dużej prędkości. W tym samym czasie pracownicy stacji w Ludwikowicach Kłodzkich doskonale zdawali sobie sprawę z tego co dzieje się w nieodległym tunelu. Na działanie pozostały jedynie minuty. Aby chronić przed zbiegłymi wagonami pociąg osobowy pozostający w dalszym ciągu na stacji podjęto natychmiast decyzje o wykolejeniu wagonów. W tym celu obsługa stacji Ludwikowice skierowała wagony na bocznicę Kopali Wacław (Wenzeslaus). Bocznica miała około 250 metrów i wznosiła się lekko w górę powyżej linii głównej. Jednak ten zabieg nie pomógł już wiele i rozpędzone wagony z impetem uderzyły w zaporę torową po czym eksplodowały. Szczątki zostały rozrzucone w promieniu kilkuset metrów. Nikt z osób znajdujących się wagonach nie przeżył. Przyjmuje się, że w wypadku tym zginęło nie mniej niż 60 a nie więcej niż 70 osób.
Bocznica Kopali Wacław - widok na linie kolejową nr 286
Bocznica Kopali Wacław - widok na wjazd od strony linii kolejowej nr 286
Bez wątpienia jest to najstraszniejsza katastrofa kolejowa na Dolnym Śląsku i bez wątpienia najsłabiej zbadany wypadek kolejowy w Polsce.
3 komentarze:
A tak na prawdę z tą katastrofą , to było nieco inaczej !!
Świetny artykuł, podobnie jak wszystkie pozostałe. I temat ciekawy, bo przyznam, że pierwszy raz spotkałam się z opisem tej tragedii.
Tak swoją drogą, czemu tak dawno nic tu nie było? Trafiłam na tego bloga przypadkiem, przeglądając sobie zdjęcia pociągów regio w grafice (tak, u mnie to już podpada pod zboczenie zawodowe) i wsiąkłam dokumentnie, przeczytałam wszystko jednym tchem - nie dość, że tematy jak najbardziej mnie interesujące, to jeszcze oddane w ciekawy sposób. Po cichu liczę, że doczekam się jeszcze jakiegoś artykułu i pozdrawiam!
Czyli jak?
Prześlij komentarz