niedziela, 17 kwietnia 2016

Ludwikowice - Zapomniana katastrofa.

Publikując tego posta ponownie wrócę do tematu katastrof kolejowych. Jednak pisząc o poniższym zdarzeniu napomknę jedynie kilka słów o tym co się stało. Powodów jest kilka. Otóż katastrofa ta wydarzyła się w okresie największej wojennej zawieruchy na Dolnym Śląsku tj. dokładnie 28.01.1945 roku. Drugim ważnym czynnikiem było zupełne i niezwykle skuteczne embargo informacyjne nałożone na to wydarzenie przez propagandę nazistowską - wszak "tysiącletnia rzesza" miała zgoła inne problemy niż jakaś prowincjonalna katastrofa kolejowa. A po trzecie w nowej rzeczywistości Dolnego Śląska jaka nastała kilka tygodni później nikt z nowo przybyłych na te tereny nie mógł i nie chciał pamiętać o tym co się stało.

Koniec stycznia 1945 roku był dla Niemców bardzo trudnym czasem. Trwająca w najlepsze Ofensywa Zimowa Armii Czerwonej swoją szybkością uzmysławiała nawet najbardziej zagorzałym sympatykom narodowego socjalizmu, że wojna jest już przegrana. Armia Czerwona w tamtym okresie zaczynała wdzierać się coraz mocnej w granice III Rzeszy. Na terenach Dolnego Śląska zaczynało przybywać uchodźców.

W tej rzeczywistości wczesnym rankiem 28 stycznia 1945 roku ze stacji Kłodzko Główne (Glatz) do Wałbrzycha (Waldenburg) wyruszył pociąg specjalny ratowniczy. Był to typowy transport wojskowy, który przewoził przede wszystkim rannych żołnierzy z frontu wschodniego, sprzęt wojskowy specjalnego znaczenia, który przykryty był plandekami oraz cywilnych uciekinierów. Całość składu liczyła 30 wagonów. Po dotarciu pociągu do Ludwikowic Kłodzkich ( Ludwigsdorf) dyżurny ruchu na tej stacji podjął decyzje o wstrzymaniu planowego pociągu osobowego i przepuszczenie pociągu specjalnego. Do następnej stacji Świerki Dolne (Nider Königswalde) pociąg dotarł już bardzo powoli. Po kilku minutach jazdy tuż za stacją Świerki skład zatrzymał się w tunelu.

 
Tunel pod Świerkową Kopą - miejsce skąd zbiegły dwa ostanie 
wagony pociągu ratunkowego

Było już wiadome, że doszło do usterki w dwóch ostatnich wagonach. Kilka osób z obsługi pociągu wyskoczyło aby usunąć awarię jednak było już za późno. W tym samym czasie od składu oderwały się dwa wagony wypełnione rannymi i amunicją. W ostatniej chwili przy wylocie tunelu z wagonów zdołało wyskoczyć 8 osób i byli to jedyni, którzy przeżyli tą katastrofę. Linia z Kłodzka do Wałbrzycha ma niezwykle trudny górki profil i staczające się w dół wagony od razu zaczęły nabierać bardzo dużej prędkości. W tym samym czasie pracownicy stacji w Ludwikowicach Kłodzkich doskonale zdawali sobie sprawę z tego co dzieje się w nieodległym tunelu. Na działanie pozostały jedynie minuty. Aby chronić przed zbiegłymi wagonami pociąg osobowy pozostający w dalszym ciągu na stacji podjęto natychmiast decyzje o wykolejeniu wagonów. W tym celu obsługa stacji Ludwikowice skierowała wagony na bocznicę Kopali Wacław (Wenzeslaus). Bocznica miała około 250 metrów i wznosiła się lekko w górę powyżej linii głównej. Jednak ten zabieg nie pomógł już wiele i rozpędzone wagony z impetem uderzyły w zaporę torową po czym eksplodowały. Szczątki zostały rozrzucone w promieniu kilkuset metrów. Nikt z osób znajdujących się wagonach nie przeżył. Przyjmuje się, że w wypadku tym zginęło nie mniej niż 60 a nie więcej niż 70 osób.

 
Bocznica Kopali Wacław - widok na linie kolejową nr 286

  
 Bocznica Kopali Wacław - widok na wjazd od strony linii kolejowej nr 286

Ciała zabitych zostały pośpiesznie pochowane w zbiorowej mogile na terenie Ludwikowic. Miejsca pochówku nie sposób ustalić ponieważ do dnia dzisiejszego nie zachowały się żadne dokumenty na temat tego wydarzenia. Żadne informacje także nie przedostały się do opinii publicznej. Raptem kilka tygodni później doświadczeni zawieruchą wojenną mieszkańcy tych terenów mieli zdecydowanie większe problemy niż katastrofa kolejowa która miała miejsce styczniowego poranka. Śmierć była wszechobecna i mogła dosięgnąć każdego. Przyczyny wypadku nie zostały nigdy ustalone i prawdopodobnie już ich nie poznamy.
Bez wątpienia jest to najstraszniejsza katastrofa kolejowa na Dolnym Śląsku i bez wątpienia najsłabiej zbadany wypadek kolejowy w Polsce.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

A tak na prawdę z tą katastrofą , to było nieco inaczej !!

AK-47 pisze...

Świetny artykuł, podobnie jak wszystkie pozostałe. I temat ciekawy, bo przyznam, że pierwszy raz spotkałam się z opisem tej tragedii.
Tak swoją drogą, czemu tak dawno nic tu nie było? Trafiłam na tego bloga przypadkiem, przeglądając sobie zdjęcia pociągów regio w grafice (tak, u mnie to już podpada pod zboczenie zawodowe) i wsiąkłam dokumentnie, przeczytałam wszystko jednym tchem - nie dość, że tematy jak najbardziej mnie interesujące, to jeszcze oddane w ciekawy sposób. Po cichu liczę, że doczekam się jeszcze jakiegoś artykułu i pozdrawiam!

Pociągi pod specjalnym nadzorem pisze...

Czyli jak?